Donald Tusk jest mistrzem politycznego marketingu i właśnie dał kolejny popis swoich umiejętności. Historyczny lot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego stał się dla niego idealnym narzędziem, by odwrócić uwagę Polaków od realnych problemów i ogrzać swój wizerunek w blasku narodowego bohatera.
Tusk wyczuł okazję. Rozmowa z kosmosem to polityczne złoto
W polityce nie ma przypadków, a już na pewno nie w kancelarii Donalda Tuska. Zorganizowana z pompą wideokonferencja z polskim astronautą, Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim, to podręcznikowy przykład PR-owej zagrywki. Obrazek, na którym premier w otoczeniu swoich ministrów łączy się z Międzynarodową Stacją Kosmiczną, to nie hołd dla nauki, a starannie wyreżyserowany spektakl. Przekaz jest prosty i toporny: to nasz rząd, to my, stoimy za tym sukcesem.
Taka okazja to dla każdej władzy polityczne złoto. Drugi Polak w historii sięga gwiazd, a premier, niczym troskliwy ojciec narodu, łączy się z nim, by zamienić kilka słów. To obrazek, który ma trafić prosto do serc milionów Polaków i pokazać rząd jako patrona wielkich, narodowych sukcesów. Całe to wydarzenie to przedstawienie, które miało tylko jeden cel: ocieplenie nadszarpniętego wizerunku.
instagram.com/donaldtusk
Premier sypie komplementami. "Machałem do ciebie z Sopotu"
Analiza słów Donalda Tuska podczas tej rozmowy nie pozostawia złudzeń. To nie była spontaniczna pogawędka, a starannie przygotowany scenariusz. Premier od razu namaścił astronautę na idola.
Stałeś się dla nich prawdziwym bohaterem
– mówił, pozycjonując się jako ten, który dostrzega i docenia narodowych herosów. Później było już tylko lepiej, gdy nazwał misję "symbolem polskiej ambicji".
Prawdziwą perełką była jednak osobista wstawka. Gdy Sławosz Uznański-Wiśniewski wspomniał, że podczas lotu na stację widział z kosmosu Półwysep Helski, Tusk nie mógł się powstrzymać.
Możesz mi wierzyć, że wtedy kiedy patrzyłeś na Półwysep Helski, to widziałeś też Sopot i ja wtedy machałem do Ciebie z całą rodziną. To pewnie już było nie do zobaczenia z tak daleka.
Trudno o bardziej jaskrawy przykład próby zawłaszczenia czyjegoś sukcesu. Premier nie tylko kibicuje, on staje się niemal uczestnikiem kosmicznej przygody, machając z rodziną z nadmorskiego kurortu.
Cały ten spektakl komplementów miał jeden cel: zbudowanie narracji, w której Donald Tusk staje się patronem wielkiego narodowego osiągnięcia. Słowa takie jak "jesteś symbolem polskiej ambicji" czy obietnica, że po powrocie "nie damy ci spokoju", to nic innego jak próba przyklejenia się do sukcesu, który z polityką rządu ma niewiele wspólnego.
Polacy nie są głupi. Co Tusk chce tym przykryć
O wiele łatwiej jest sprzedać narodową dumę z polskiego astronauty niż tłumaczyć się z przegranej w wyborach prezydenckich czy braku obiecanych ustaw. I Donald Tusk doskonale o tym wie.
Czy jednak kosmiczny blask wystarczy, by zatuszować prawdziwe problemy? Zwłaszcza, gdy premier mierzy się z zupełnie inną "burzą" – tą, którą wywołały najnowsze wyniki sondaży. Ciekawe, czy to, co działo się pod sufitem, pomoże mu, gdy ziemia usuwa się spod nóg